Czy komukolwiek zależy na zdrowiu psychicznym pracowników opieki społecznej?
Zawartość
- Widzisz, mam PTSD. Ale we wczesnych latach jako terapeuta zdrowia psychicznego moja zdolność radzenia sobie z objawami stawała się coraz trudniejsza.
- W końcu pracownicy socjalni są pomocnikami. Nie potrzebują pomocy, prawda?
- Jako niepełnosprawny pracownik socjalny uwewnętrzniłem głębokie poczucie wstydu i niepowodzenia.
- Ale jak mogłem? Byłem pracownikiem socjalnym. Do tego się trenowałem. Do tego się zobowiązałem. Dlaczego nie było innej opcji?
- Wymagania pracy socjalnej i niechęć do dostosowania się do tych, którzy w niej walczą, prowadzą do miejsca pracy, które zachęca pracowników socjalnych do lekceważenia własnych potrzeb.
- I nawet jeśli nasi klienci nie cierpieli z tego powodu, my nadal byłby.
- Pomaganie innym nie musi być wojną, w której spodziewane są straty pracowników socjalnych.
Wrzuciłem moje serce i duszę do dzieła. Mógłbym zrobić więcej, być więcej. Byłem twardy, byłem silny - dopóki już nie byłem.
To urocza impreza z moimi przyjaciółmi ze szkoły pracy socjalnej. Wiem jednak, że nadchodzi przerażające pytanie. Więc między lampką wina a chipsami ziemniaczanymi przygotowuję się do tego.
Ponieważ nie wiem, czy należę już do ich świata. Widzicie, wyszedłem.
Nie wyszedłem całkowicie, ponieważ chciałem. Czułem się głęboko powołany do pracy socjalnej i nadal to robię.
Jestem pasjonatem mojej poprzedniej pracy, szczególnie pracy z osobami zmagającymi się z myślami samobójczymi i zaburzeniami samookaleczającymi się.
Ale odszedłem, ponieważ stało się bardzo oczywiste, że bez względu na to, ile wystąpień o własnej trosce otrzymałem lub ile razy pytałem, nie dostanę tego, czego potrzebowałem: zakwaterowania dla osób niepełnosprawnych.
Widzisz, mam PTSD. Ale we wczesnych latach jako terapeuta zdrowia psychicznego moja zdolność radzenia sobie z objawami stawała się coraz trudniejsza.
Wszyscy, z którymi pracowałem, „rozumieli” i na pozór mówili właściwe rzeczy.
Ale problem polegał na tym, że ilekroć prosiłem o coś, co wydawało mi się całkowicie uzasadnione - zmniejszenie oczekiwań dotyczących wydajności, zmniejszenie liczby godzin, ale nadal utrzymywanie niektórych moich klientów, brak współpracy z niektórymi klientami, którym lepiej mógłby służyć inny lekarz - zawsze było to odepchnięcie.
„Cóż, jeśli nie weźmiesz ich za klienta, będą musieli udać się do kogoś spoza obszaru i będzie to dla nich dużym problemem”.
„Cóż, możemy to zrobić, ale tylko tymczasowo. Jeśli stanie się to większym problemem, musimy o tym porozmawiać ”.
Stwierdzenia takie jak te traktowały moje potrzeby jako brzydkie, niewygodne rzeczy, które naprawdę potrzebowałem, aby uzyskać lepszą przyczepność.
W końcu pracownicy socjalni są pomocnikami. Nie potrzebują pomocy, prawda?
Wykonujemy pracę, której nikt inny nie jest w stanie sobie wyobrazić, robiąc to z uśmiechem i za strasznie niską płacę. Ponieważ to jest nasze powołanie.
Trudno mi było objąć to rozumowanie - chociaż wiedziałem, że to źle.
Wrzuciłem swoje serce i duszę do pracy i starałem się potrzebować mniej. Mógłbym zrobić więcej, być więcej. Byłem twardy, byłem silny.
Problem polegał na tym, że byłem bardzo dobry w swojej pracy. Tak dobrze, że koledzy wysyłali mi trudniejsze sprawy dotyczące tego, co stało się moją specjalnością, ponieważ uważali, że będzie to dla mnie dobre dopasowanie.
Ale te sprawy były skomplikowane i zajmowały mi wiele godzin w ciągu dnia. Czas, który często nie był tak rozliczalny, jak chciała agencja.
Ciągle biegałem z czasem, zwanym produktywnością, co jest dziwnym sposobem mierzenia liczby rozliczanych minut, z którymi rozmawiasz lub pracujesz w imieniu klienta każdego dnia.
Choć może wydawać się to łatwe, podejrzewam, że każdy z was, który miał taką pracę, wie, ile godzin dziennie pochłania to, co jest absolutnie konieczne.
E-mail, papierkowa robota, jedzenie lunchu (nie można policzyć, ile razy zjadłem lunch z klientem, ponieważ opóźniłem się do naliczania czasu), korzystanie z toalety, wypicie drinka, zrobienie bardzo potrzebnej przerwy między intensywnymi sesjami, wymyślenie co dalej robić, uzyskiwać informacje od mojego przełożonego przez telefon lub badać więcej szczegółów lub nowych metod leczenia konkretnego stanu.
Nic z tego nie zostało wliczone do procentu, który był moją „produktywnością”.
Jako niepełnosprawny pracownik socjalny uwewnętrzniłem głębokie poczucie wstydu i niepowodzenia.
Moi koledzy wydawali się nie mieć problemów lub wydawali się mniej zaniepokojeni ich produktywnością, ale ciągle brakowało mi znaku.
Przygotowano plany działania i odbyły się poważne spotkania, ale wciąż unosiłam się gdzieś w okolicach 89 procent.
A potem moje objawy zaczęły się pogarszać.
Miałem duże nadzieje na miejsce, w którym pracowałem, ponieważ wiele mówiło się o samoopiece i elastycznych opcjach. Więc przeniosłem się do 32 godzin tygodniowo, mając nadzieję na odzyskanie kontroli nad wszystkim.
Ale kiedy zapytałem o zmniejszenie liczby klientów, powiedziano mi, że ponieważ moja wydajność wciąż była nieprawidłowa, będę utrzymywał tę samą liczbę klientów i po prostu skróciłem godziny - co ostatecznie oznaczało, że miałem tyle samo pracy do wykonania… po prostu mniej czasu na Zrób to.
I w kółko, implikacja była taka, że gdybym po prostu lepiej zaplanował, jeśli byłbym bardziej zorganizowany, gdybym mógł to po prostu zebrać, wszystko byłoby w porządku. Ale robiłem wszystko, co w mojej mocy, i wciąż nie spełniałem moich oczekiwań.
I podczas wszystkich posiedzeń komisji ds. Praw osób niepełnosprawnych, na których siedziałem, lub nauki, którą robiłem przez całą dobę, aby lepiej zrozumieć prawa moich klientów, nikt nie wydawał się zbytnio zmartwiony mój prawa osoby niepełnosprawnej.
Wszystko się rozpadło, kiedy to zrobiłem.
Pod koniec roku byłam tak chora, że nie mogłam siedzieć w pozycji stojącej dłużej niż godzinę lub dwie bez konieczności leżenia, ponieważ moje ciśnienie krwi zostało zastrzelone.
Widziałem kardiologa 3 miesiące po tym, jak zrezygnowałem, gdy sytuacja się nie poprawiała i powiedziano mi, że muszę znaleźć mniej stresującą i mniej wyczerpującą linię pracy.
Ale jak mogłem? Byłem pracownikiem socjalnym. Do tego się trenowałem. Do tego się zobowiązałem. Dlaczego nie było innej opcji?
Rozmawiałem z większą liczbą moich kolegów, odkąd mnie nie ma. Większość z nich ma nadzieję, że może właśnie tam pracowałem, a może lepiej by było gdzie indziej.
Ale myślę, że problem koncentruje się na tym, jak głęboko zakorzeniony jest potencjał w pracy socjalnej, głębokie poczucie tego, co nazwałbym „męczeństwem”.
Widzisz, istnieje dziwna duma, którą zauważyłem u starszych pracowników socjalnych - że byli w okopach, że są siwy i twardy.
Jako młodzi pracownicy socjalni, słuchamy ich historii, słyszymy o ranach wojennych i słyszymy o dniach, w których się wciągnęli, ponieważ ktoś potrzebne im.
Słysząc, jak starsi pracownicy socjalni dzielą się tymi historiami, uświadamiamy sobie, że potrzeby innych osób są ważniejsze niż wszelkie potrzeby.
Nauczono nas czcić przy tym ołtarzu zrzuconych cierpień.
Oczywiście mamy wiele wykładów na temat dbania o siebie, wypalenia zawodowego i zastępczej traumy, ale nikt nie ma na to czasu. To jak lukier na cieście, a nie substancja.
Problem polega jednak na tym, że tego właśnie nauczyłeś się postrzegać jako ostatecznego ideału, potrzebując wszelkiego rodzaju zakwaterowania dla osób niepełnosprawnych lub nawet po prostu przerwy, czujesz się jak przyznanie się do słabości - lub że w jakiś sposób nie dbasz o to wystarczająco.
Przez lata zbierałem historie od innych pracowników socjalnych, takich jak ja, którzy zostali odrzuceni lub wezwani do proszenia o stosunkowo nieszkodliwe zakwaterowanie.
Jakby pracownicy socjalni mieli być ponad wszystko.
Jakbyśmy nie mieli takich samych problemów jak nasi klienci.
Jakbyśmy mieli być superbohaterami, których nazywamy.
Wymagania pracy socjalnej i niechęć do dostosowania się do tych, którzy w niej walczą, prowadzą do miejsca pracy, które zachęca pracowników socjalnych do lekceważenia własnych potrzeb.
I z pewnością nie pozostawia miejsca dla niepełnosprawnych pracowników socjalnych.
To miejsce pracy, które uprzywilejowuje bardzo szczególny rodzaj ciała i umysłu, i pozostawia wszystkich w chłodzie. To sprawia, że jesteśmy mniej przydatni i różnorodni jako zawód - i musimy się zatrzymać.
Ponieważ nie szkodzi tylko nam, szkodzi także naszym klientom.
Jeśli nie możemy być ludźmi, jak mogą wyglądać nasi klienci? Jeśli nie mamy potrzeb, w jaki sposób nasi klienci mogą być narażeni na ryzyko ze względu na ich?
Takie są również postawy, które wprowadzamy do naszych gabinetów terapeutycznych - niezależnie od tego, czy chcemy ich tam, czy nie. Nasi klienci wiedzą, kiedy widzimy ich jako mniejszych lub słabszych, ponieważ widzimy się w nich.
Kiedy nie jesteśmy w stanie współczuć w naszych własnych zmaganiach, jak możemy mieć emocjonalną zdolność do przekazania tego współczucia komuś innemu?
I nawet jeśli nasi klienci nie cierpieli z tego powodu, my nadal byłby.
I to jest podstawowy problem, który widzę w pracy socjalnej: nie jesteśmy sami humanizowani.
Więc wyszedłem.
To nie było proste i nie było łatwe i wciąż za tym tęsknię. Nadal czytam artykuły i śledzę nowe badania. Bardzo dużo myślę o moich starych klientach i martwię się o to, jacy są.
Ale najgorsze są chwile, kiedy muszę spojrzeć w oczy innemu pracownikowi opieki społecznej i wyjaśnić, dlaczego opuściłem boisko.
Jak powiedzieć komuś, że kultura, w której pracuje i żyje, jest dla ciebie toksyczna i szkodliwa?
Jeśli troszczymy się o innych, musimy również dbać o siebie bez wstydu. Właśnie dlatego odszedłem: musiałem nauczyć się dbać o siebie bez przebywania w środowisku pracy, które wzmocniło wszystkie powody, dla których nie mogłem.
Niektórzy z moich kolegów mieli nadzieję i myśleli, że mógłbym zostać, gdybym tylko zmienił pracę lub przełożonego. Wiem, że mieli na myśli najlepsze, ale dla mnie to wina, a nie kultury pracy społecznej jako całości.
To nie było miejsce, które mógłbym wyleczyć, ponieważ częściowo zachorowałem.
Pomaganie innym nie musi być wojną, w której spodziewane są straty pracowników socjalnych.
W rzeczywistości myślę, że praca socjalna jako całość musi się zmienić. Jeśli nie możemy mówić o wyższych wskaźnikach wypalenia zawodowego w naszym zawodzie, na przykład - jedna z tych samych zmagań, w których wspieramy naszych klientów - co to mówi o tej dziedzinie?
Minęły już 3 lata. Jestem o wiele zdrowsza i szczęśliwsza.
Ale przede wszystkim nie powinienem był wychodzić i martwię się o tych, którzy wciąż są w polu, gdy mówi się, że przerwa na lunch nie jest „produktywna”, a poświęcenie czasu na śmiech ze współpracownikiem „kradnie” ich miejsce pracy i ich klienci.
Jesteśmy czymś więcej niż emocjonalnymi maszynami pracy.
Jesteśmy ludźmi i nasze miejsca pracy muszą zacząć traktować nas jako takich.
Shivani Seth jest queerowym, niezależnym pendżabsko-amerykańskim pisarzem drugiej generacji z Środkowego Zachodu. Ma doświadczenie w teatrze, a także magister pracy socjalnej. Często pisze na temat zdrowia psychicznego, wypalenia zawodowego, opieki społecznej i rasizmu w różnych kontekstach. Więcej jej prac można znaleźć na stronie shivaniswriting.com lub na Twitterze.