Praktyki odnowy biologicznej nie są lekarstwem, ale pomagają mi radzić sobie z przewlekłą migreną
Zawartość
- Zaangażowanie w medytację
- Zauważając moje myśli
- Zwracanie się ku uważności
- Ćwiczenie wdzięczności
- Poruszaj się uważnie
- Obejmowanie świadomego stylu życia
Ilustracja: Brittany England
Pogarszający się stan zdrowia i niekontrolowane ataki migreny były nie część mojego planu podyplomowego. Jednak w moich wczesnych latach dwudziestych codzienny nieprzewidywalny ból zaczął zamykać drzwi przed tym, kim wierzyłem, że jestem i kim chciałem się stać.
Czasami czułem się uwięziony w odosobnionym, ciemnym, niekończącym się korytarzu bez znaku wyjścia, który wyprowadziłby mnie z przewlekłej choroby. Każde zamknięte drzwi utrudniały dostrzeżenie ścieżki do przodu, a strach i dezorientacja co do mojego zdrowia i przyszłości szybko rosły.
Zostałem skonfrontowany z przerażającą rzeczywistością, że nie ma szybkiego rozwiązania na migreny, które powodowały rozpad mojego świata.
W wieku 24 lat stanąłem przed niewygodną prawdą, że nawet gdybym spotkał się z najlepszymi lekarzami, skrupulatnie przestrzegał ich zaleceń, zmienił dietę, znosił liczne zabiegi i skutki uboczne, nie było żadnej gwarancji, że moje życie wróci do normy. „Normalny”, którego tak bardzo pragnąłem.
Moją codzienną rutyną stało się przyjmowanie tabletek, wizyty u lekarzy, tolerowanie bolesnych zabiegów i monitorowanie każdego mojego ruchu, a wszystko po to, aby zminimalizować chroniczny, wyniszczający ból. Zawsze miałem wysoką tolerancję na ból i wolałem „wytrzymać” zamiast brać tabletki lub znosić ukłucie igłą.
Ale intensywność tego przewlekłego bólu była na innym poziomie - takim, który sprawił, że desperacko potrzebowałem pomocy i chciałem spróbować agresywnych interwencji (takich jak zabiegi blokady nerwów, infuzje ambulatoryjne i 31 zastrzyków z botoksu co 3 miesiące).
Migreny trwały całe tygodnie. Dni zlewały się w moim zaciemnionym pokoju - cały świat zredukowany do palącego, rozpalonego do białości bólu za moim okiem.
Kiedy nieubłagane ataki przestały reagować na doustne leki w domu, musiałem szukać pomocy na ostrym dyżurze. Mój drżący głos błagał o pomoc, gdy pielęgniarki pompowały moje wyczerpane ciało pełne silnych leków dożylnych.
W tych chwilach mój niepokój zawsze gwałtownie wzrastał, a łzy czystego bólu i głębokiego niedowierzania w moją nową rzeczywistość spływały po moich policzkach. Pomimo poczucia załamania, mój zmęczony duch nadal nabierał nowych sił i następnego ranka udało mi się wstać, by spróbować ponownie.
Zaangażowanie w medytację
Zwiększony ból i niepokój zasilały się nawzajem żarliwością, ostatecznie doprowadzając mnie do spróbowania medytacji.
Prawie wszyscy moi lekarze zalecali redukcję stresu opartą na uważności (MBSR) jako narzędzie do leczenia bólu, co, szczerze mówiąc, wprawiało mnie w konflikt i irytację. Sugerowanie, że moje własne myśli mogą przyczyniać się do powstania, wydawało się nieważne bardzo prawdziwe fizyczny ból, którego doświadczałem.
Pomimo moich wątpliwości zdecydowałem się na praktykę medytacyjną z nadzieją, że może ona przynajmniej przynieść trochę spokoju do absolutnej porażki zdrowia, która pochłonęła mój świat.
Rozpocząłem swoją podróż medytacyjną spędzając 30 kolejnych dni, wykonując 10-minutową codzienną praktykę medytacyjną z przewodnikiem w aplikacji Calm.
Robiłem to w dni, kiedy mój umysł był tak niespokojny, że wielokrotnie przewijałem media społecznościowe, w dni, kiedy silny ból sprawiał, że wydawało mi się to bezcelowe, oraz w dni, kiedy mój niepokój był tak duży, że skupienie się na oddechu utrudniało wdech i z łatwością wydychaj.
Wzrosła we mnie wytrwałość, która pozwoliła mi przejść przez międzynarodowe spotkania, lekcje w liceum AP i debaty z rodzicami (podczas których przygotowywałem prezentacje PowerPoint, aby przekazać swoje zdanie).
Z uporem kontynuowałem medytację i surowo przypominałem sobie, że 10 minut dziennie to nie „za dużo czasu”, bez względu na to, jak nieznośne było to, że siedziałem ze sobą w ciszy.
Zauważając moje myśli
Doskonale pamiętam, kiedy pierwszy raz doświadczyłem sesji medytacji, która rzeczywiście „zadziałała”. Podskoczyłem po 10 minutach i podekscytowany oznajmiłem mojemu chłopakowi: „Zdarzyło się, myślę, że po prostu medytowałem!”
Ten przełom nastąpił, gdy leżałem na podłodze w sypialni po medytacji z przewodnikiem i próbowałem „pozwolić moim myślom płynąć jak chmury na niebie”. Kiedy mój umysł odpłynął od mojego oddechu, zauważyłem, że niepokój o mój ból migrenowy narasta.
Zauważyłem siebie zauważając.
W końcu dotarłem do miejsca, w którym mogłem obserwować własne niespokojne myśli bez twarzowy im.
Z tego nieoceniającego, opiekuńczego i ciekawego miejsca, pierwsze kiełki z nasion uważności, do których dążyłem od tygodni, w końcu przebiły ziemię i znalazły się w świetle mojej własnej świadomości.
Zwracanie się ku uważności
Kiedy głównym celem moich dni stało się radzenie sobie z objawami przewlekłej choroby, odebrałem sobie pozwolenie na bycie kimś, kto był pasjonatem dobrego samopoczucia.
Uważałem, że gdyby moje życie było tak ograniczone granicami przewlekłej choroby, byłoby nieautentyczne identyfikować się jako osoba, która przywiązuje wagę do dobrego samopoczucia.
Uważność, która jest nieoceniającą świadomością chwili obecnej, jest czymś, czego nauczyłem się poprzez medytację. To były pierwsze drzwi, które otworzyły się, wpuszczając światło do ciemnego korytarza, w którym czułam się tak uwięziona.
To był początek ponownego odkrycia mojej odporności, znalezienia sensu w trudach i przejścia do miejsca, w którym mógłbym pogodzić się z bólem.
Uważność to praktyka dobrego samopoczucia, która nadal jest podstawą mojego życia. Pomogło mi to zrozumieć, nawet jeśli nie mogę się zmienić co się ze mną dzieje, mogę nauczyć się kontrolować w jaki sposób Reaguję na to.
Nadal medytuję, ale zacząłem również włączać uważność do moich obecnych chwilowych doświadczeń. Dzięki regularnemu łączeniu się z tą kotwicą opracowałem osobistą narrację opartą na życzliwej i pozytywnej rozmowie z samym sobą, aby przypomnieć mi, że jestem wystarczająco silny, aby poradzić sobie w każdych okolicznościach, jakie przedstawia mi życie.
Ćwiczenie wdzięczności
Uważność nauczyła mnie również, że to mój wybór, aby stać się osobą, która kocha moje życie bardziej niż nienawidzę mojego bólu.
Stało się jasne, że trenowanie mojego umysłu w poszukiwaniu dobra było potężnym sposobem na stworzenie głębszego poczucia dobrobytu w moim świecie.
Rozpocząłem codzienną praktykę rejestrowania wdzięczności i chociaż początkowo starałem się wypełnić całą stronę w notatniku, im bardziej szukałem rzeczy, za które mógłbym być wdzięczny, tym więcej znajdowałem. Stopniowo moja praktyka wdzięczności stała się drugim filarem mojej rutyny wellness.
Małe chwile radości i maleńkie kieszonki OK, jak popołudniowe słońce przeświecające przez zasłony lub przemyślany tekst od mamy, stały się monetami, które codziennie deponowałem do mojego banku wdzięczności.
Poruszaj się uważnie
Kolejnym filarem mojej praktyki wellness jest poruszanie się w sposób, który wspiera mój organizm.
Ponowne zdefiniowanie mojego stosunku do ruchu było jedną z najbardziej dramatycznych i najtrudniejszych zmian w zdrowiu po przewlekłej chorobie. Przez długi czas moje ciało tak bardzo bolało, że porzuciłem ideę ćwiczeń.
Chociaż moje serce bolało, gdy brakowało mi łatwości i ulgi związanej z rzucaniem butów i wychodzeniem za drzwi, aby pobiegać, moje fizyczne ograniczenia zbyt mnie zniechęciły, by znaleźć zdrowe, zrównoważone alternatywy.
Powoli mogłem znaleźć wdzięczność za rzeczy tak proste, jak nogi, które można było przejść na 10-minutowy spacer lub możliwość odbycia 15-minutowych zajęć jogi regenerującej na YouTube.
Zacząłem przyjmować nastawienie, że „niektórzy są lepsi niż żadne”, jeśli chodzi o ruch i traktować rzeczy jako „ćwiczenia”, których nigdy wcześniej nie sklasyfikowałbym w ten sposób.
Zacząłem celebrować każdą formę ruchu, do jakiej byłem zdolny, i odpuściłem sobie porównywanie go z tym, co kiedyś potrafiłem.
Obejmowanie świadomego stylu życia
Dzisiaj włączenie tych praktyk odnowy biologicznej do mojej codziennej rutyny w sposób, który działa dla mnie, jest tym, co trzyma mnie w zakotwiczeniu przez każdy kryzys zdrowotny, każdą bolesną burzę.
Żadna z tych praktyk sama w sobie nie jest „lekarstwem” i żadna z nich sama nie „wyleczy” mnie. Ale są częścią świadomego stylu życia, który wspiera mój umysł i ciało, pomagając jednocześnie pielęgnować głębsze poczucie dobrobytu.
Pozwoliłem sobie na pasję do dobrego samopoczucia pomimo mojego stanu zdrowia i angażowanie się w praktyki zdrowotne bez oczekiwania, że mnie „uleczą”.
Zamiast tego mocno trzymam się intencji, że te praktyki pomogą mi przynieść większą ulgę, radość i pokój bez względu na moje okoliczności.
Natalie Sayre jest blogerką zajmującą się zdrowiem i zdrowiem, która dzieli się wzlotami i upadkami świadomego kierowania życiem z przewlekłą chorobą. Jej prace pojawiły się w różnych publikacjach drukowanych i cyfrowych, w tym w Mantra Magazine, Healthgrades, The Mighty i innych. Możesz śledzić jej podróż i znaleźć przydatne wskazówki dotyczące stylu życia, jak dobrze żyć z chorobami przewlekłymi na jej Instagramie i stronie internetowej.